parę słów o „Klubie 70” Macieja Blady

Nie zamierzałam czytać tej książki. Słyszałam pochlebne opinie na jej temat, ale uznałam, że historia o staruszkach będzie ckliwa i nudna. Poza tym autorem był jakiś młody człowiek, debiutant: Maciej Blada. Cóż on mógł wiedzieć o starości?

/

Po paru latach od wydania „Klubu 70” poszłam na spotkanie z pisarzem. Był już autorem trzech powieści, pisał następną. Zmieniłam zdanie co do czytania jego książek, ponieważ pan Maciek był bardzo sympatyczny i ciekawie opowiadał. To nie szkodzi, że chodził do Kruczka.

Obiecałam, że napiszę krótką recenzję i na dodatek wytknę wszystkie błędy i niedociągnięcia.

/

Przeczytałam „Klub 70”. Przyznam, że chciałam trochę oszukiwać: parę stron przeczytać, część przekartkować i już.

Ale było to niemożliwe. Po prostu bardzo lekko i przyjemnie się czytało. I spokojnie mogę powiedzieć: to jest książka do czytania. (ale nie – czytadło). Brzmi to może nielogicznie, ale wiadomo o co chodzi.

Co mnie zauroczyło już na wstępie?

Okładka: sugestywna, czytelna i dyskotekowa. Tytuł: wieloznaczny i młodzieżowy – bo to przecież młodzi odwiedzają kluby.
Myślę, że motto z Dostojewskiego jest niepotrzebne – powieść Blady to zupełnie inne klimaty. Za to dedykacja dla babci, która nie zdążyła przeczytać książki, jest ładna i ze szczerego serca.

Pomysł na dwa prologi jest bardzo zabawny. Kiedy szybciutko i z ulgą przeczytamy króciutki pierwszy prolog, to przechodzimy ze zdziwieniem do prologu drugiego, na szczęście też niezbyt długiego.

W pierwszym zdaniu występuje pani Róża. I ona wcale nie jest główną bohaterką. Pomimo pięknego imienia to osoba siejąca zamęt i zmuszająca czytelników do uśmiechu.

Fabuła rozwija się spokojnie, w obrębie opowieści panuje mały realizm. Opisy nie nudzą, wprowadzają potrzebne postacie, sprzęty, miejsca i przedmioty.

Główny temat to samotność, która może się pojawić nawet kiedy jesteśmy otoczeni ludźmi, nawet w rodzinie. Szczególną uwagę autor zwraca na ludzi starszych, którzy żyją trochę na marginesie zapracowanego społeczeństwa.

Podoba mi się, że problemy bohaterów są rozwiązane normalnie, na miarę naszych możliwości. Na szczęście nie pojawia się bogaty wujek czy wspaniała wygrana w totolotka, dzięki czemu wszyscy mogliby żyć długo i dostatnio. Autor sugeruje, że niewiele trzeba, aby życie stało się lepsze.

Optymizm przebijający z powieści jest trochę naiwny, ale krzepiący. Dlaczego nie moglibyśmy przez chwilę pomyśleć, że świat zamieszkują dobrzy i życzliwi ludzie?

Język powieści został dostosowany do tematyki i postaci. Nie musimy zaglądać do słownika. Pojawiają się elementy gwary młodzieżowej, rozmowy starszych ludzi, fragmenty pamiętnika bohaterki. A wszystko przesycone ciepłym humorem.

Do tej pory wydawało mi się, że nie ma książek, które z zainteresowaniem przeczytają ludzie dorośli i młodzież.

Właśnie trafiłam na taki wyjątek.

/

Gdyby do nazwiska Blada dodać cząstkę -al-, powstałoby słowo B-al-lada.

Warto zajrzeć jeszcze tutaj.

Pozdrawiam autora.

/

Ten wpis został opublikowany w kategorii artysta, czytanie, pisarz i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „parę słów o „Klubie 70” Macieja Blady

Dodaj komentarz