Pan Sławomir Kaczor jest nauczycielem historii w SP 35. Fascynuje się filozofią, muzyką i podróżami. Pisze wiersze.
Ale to nie wszystko. Tworzy makiety pięknych budowli. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że są to kopie istniejących pałaców i kościołów. Jednak nie – są one wymyślone i zaprojektowane przez artystę. W taki sposób realizuje swoje architektoniczne wizje.
I tworzy świat piękniejszy od rzeczywistego.
/
Do rozpoczęcia tego spotkania przygotowuje się pani Katarzyna Kurasiewicz oraz gość wieczoru – Sławomir Kaczor. Obydwoje prezentują się niezwykle elegancko.
Tym razem wydarzenie ma miejsce w czytelni.
/
Mam jeszcze chwilę, aby obejrzeć wystawę.
Początkowo trochę zmylił mnie tytuł wydarzenia: „W rytmie mojego miasta”. Byłam pewna, że zobaczę makiety tyskich budynków.
To jest inne miasto – istniejące w wyobraźni autora. Wyjątkowe i poetyckie. Zbudowane z niezwykłą precyzją i dbałością o detal. Dominują: czerwień, błękit i złoto. Na pewno kolory mają tu znaczenie symboliczne.
/
Nastąpiło uroczyste otwarcie. Pani Kasia przywitała zebranych, wygłosiła słowo wstępne i przedstawiła autora prac. Pan Sławek opowiedział o swoich fascynacjach, które narodziły się już w dzieciństwie, kiedy w czasie rodzinnych podróży zwiedzał zamki, pałace i kościoły.
Pani Anna Krawczyk (dyrektor biblioteki) powiedziała wiele miłych słów na temat dzisiejszego wydarzenia.
/
Część muzyczna.
Pani Aleksandra Płoskonka zagrała na altówce Sonatę g-moll H. Ecclesa. Byłam pewna, że jest uczennicą. Potem dowiedziałam się, że uczy muzyki w SP 35.
Muzyka pięknie tutaj zabrzmiała, wśród bibliotecznych półek. Unosiła się nad artystycznymi makietami budynków i docierała do słuchaczy. Połączyła ze sobą wiele sztuk jednocześnie.
/
Muszą być pamiątkowe zdjęcia. Bo nic dwa razy się nie zdarza. Każde wydarzenie jest niepowtarzalne.
/
Poprosiłam o wybór jednego, najpiękniejszego budynku. Panie Basia Serafin, Aleksandra Płoskonka i Kasia Kurasiewicz powiedziały, że wszystkie dzieła są piękne.
/
Jeżeli pan Sławomir Kaczor stał samotnie, to tylko przez sekundę. Prawie przez cały czas był otoczony przez gości przybyłych na wernisaż. Trudno się było do niego dopchać. Wszyscy o coś pytali, a on wyjaśniał i opowiadał.
Ja też zapytałam, czy zrobił kiedyś szopkę krakowską. Odpowiedź brzmiała: nie.
/
Zatrzymałam się jeszcze przed artystycznymi miniaturami budynków. Trudno uwierzyć, że wystarczy brystol i klej.
/